Autobus 59 plac Wolności
Godzina 17:42
log z biletu (dla znawców, skany podeślę jak wrócę):
5906031742
wsiadam... bus 1491 rejestracyjnego nie pamiętam, ale chyba końcówka 8054.
Byłbym nie wspomniał. Dolazłem na plac Wolności udając się do Mojego Głupiego Brata.
Pocałowawszy klamkę, a dokładniej guzik Jego domofonu, wybrałem sobie trasę do rodziców.
Kompletny luzik, mam czas, nie dzwoniłem do rodziców, bo wiadomo, że jak wpadnę, to i tak będzie fajnie. Z placu do rodziców jest autobus, sa też tramwaje, ale ja wybieram autobus.
59 podjeżdża na przystanek, krańcówkę na placu. Wpada szurając naczepą po gruncie, tudzież muskając tory tramwajowe, mało się iskry nie posypały. Za nim wpada Solaris na 78, prędkość podobna, ale mniej się wygina.
Załadowałem się do 59. przepychając się lub krzyżując z potencjalnymi pasażerami 78.
Władowałem sie w ostatnim momencie... myślę kierman nieźle spóźniony, bo mnie mało drzwiami nie przyciął, Mykam do kasowacza, ale w Ikarach zawsze przy drzwiach, to luzik... przy czwartych nie działa. Mykam do trzecich, Ikar startuje rycząc zdrowo. Kasuję bilet w kasowniku przy trzecich drzwiach, czyli cały czas w naczepie. "Mykłem" biletem o kasownik, numer z loga w busie wyżej, po czym spokojnie udałem się w ulubione miejsce w Ikarach, czyli za tylne drzwi opierając się o barierkę balansować sobie na samym końcu i być przycinanym przez te wielkie wrota na przystankach lub uciekać przed tym... z harmonijkami było fajniej.
Ikarek wystartował jakby był w wieku Solarisa, który nie dotrzymał mu kroku i dostał zadyszki na światłach, na światłach Zachodniej i Legionów. Ikarek przeleciał przez plac znowu znacząc teren jak najlepszy pies przyjaciel, ale nie moczem, a zgrzytaniem naczepy o asfalt.
Zaczepiony szponami w barierkę, trzymadło, cokolwiek, marzyłem o końcu zakrętu. Panie siedzące obok wczepione w jakieś trzymadła jedną ręką drugimi, zgodnie próbowały ogarniać ich torby z zakupami.
Styropianowe pudełko z wylewającym się sosem zaczęło pachnieć, Dokładniej po wystratowaniu Ikara z przystanku na placu Wolności, w naczepie dwieścieosiemdziesiątki prowadzonej przez spóźnionego kiermana, na końcu busa zaczęło pachnieć jak w restauracji, w której kelner zapomniał zamknąć drzwi do kuchni. Biała torba foliowa, w której ukryte było styropianowe pudełko już przed wjazdem na Legionów była brązowa, jak podejrzewam sosik.
- Jak on jedzie, przecież ja mało z krzesła nie spadłam - powiedziała Pani siedząca obok mnie
- To jest Ikar, zawsze się kładą na zakrętach - zaoponowałem - ile było wypadków, kiedy Ikar zahaczał jadące obok auto przy skręcaniu. Kierowca tego nawet nie widzi.
- Skoro pan tak mówi, to nie będę robić problemów - podsumowała
- Jest około 17, godziny szczytu, pewnie spóźniony jest i próbuje nadrobić - dorzuciłem, rzucony będąc przez Ikarka na przeciwległy bok, dziarsko łapiąc się wszystkiego co żółte, w zasięgu odrostów górnych. Skręcaliśmy właśnie w Zachodnią, czyli przechył w drugą stronę.
Owe Dwie Panie jak się potem dowiedziałem prawie dobiegają wieku Mojej Matki,
Próbują ratować to jedzenie, zapach owego jest już w całej naczepie Ikara, próbują ogarniać jakoś inne swoje torby. To jest plac Wolności bus jedzie w kółko, nie ma jak wstać, nie ma jak skasować biletu, nie ma jak się ruszyć w naczepie Ikara prowadzonej przez spóźnionego kierowcę. Jak tu wstać z lewego siedzenia, próbować trzymać te zakupy, siateczki, foliówki jak Ikar pochylony przemierza rozwalone tory placu i składa się leżąc w lewym zakręcie w wejście w ostrą szykanę typu lewy - prawy - prawy, w Zachodnią. Ja sam balansuję między żółtymi trzymaczkami, odrostami dolnymi wykonuję prawie szpagat, normalnie jak małpa w ZOO wyglądam.
Przebrnęliśmy do Zachodniej, dalej już prosto, dalej już bez żadnych wygibasów, bez żadnej ekwilibrystyki. Wyglądało prosto dopóki siedzący obok Pan nie wyjął blaszki, bo blachy to ma Policja. Pan siedział albo przed Paniami, czyli trzecie siedzenie z tyłu Ikarka, albo na skrzywionym siedzeniu w Ikarze, czyli tym za szybą za drzwiami, prostopadle do kierunku ruchu Ikarka dzielnie mielącego ulice Łodzi. Nie wiem dokładnie gdzie ów Pan siedział, ale dopadł do mnie od razu, znaczy daleko nie miał, a że ja najgłośniej krzyczałem, a że ja wyglądam na potencjalnego niekasowacza biletu był u mych stóp, w tempie Bena Johnsona na Igrzyskach w Seulu.
Spotkała go przykra niespodzianka, bo ja stary kierowca, miłośnik komunikacji, zawsze kasuję bilety, Pan skontrolował, minka zdradzała zdziwienie, ale dopadł do Pań.
Jak łatwo stwierdzić po tym wstępie, Panie nie miały skasowanych biletów, walczyły z utrzymaniem się na siedzeniach, bluzganiem na kiermana (wyjaśniono mi to pojęcie wiele lat temu, kiedy sam się oburzałem... nie jest obraźliwe, w końcu sam siebie zacząłem określać kiermanem), torbami z zakupami, wylewającym się sosem w busie... troszkę miały roboty.
Bilety trzymały w rękach... teraz zmiędlone, wypłowiałe, wytarte o trzymadła w Ikarku, ale nieskasowane...
- O jezu, zagadałyśmy się - pierwsza reakcja Pani w Brązowym. Czas rozdzielić Obie Panie, bo reakcje różne, więc ustalmy: Pani w Brązowym i Pani w Niebieskim, nie wiem jak bardziej mogę znać obie Panie, ale tak je zapamiętałem. Ja oczywiście jęknąłem sobie pod nosem... wiadomo co sobie jęczałem, bo moj słownik bluzg jast raczej internacjonalny. Jakimś k****-fuckiem przemielonym przez scheisse przemielonym...
Pani w Niebieskim podała dowód, rzecząc:
- pisz pan (z małej, wyraźnie z malej to powiedziała) - tylko szybko, bo na Bałuckim Rynku wysiadam...
- Wysiądę z Panią i dam moje namiary - dorzuciłem, mandat poleciał, kwit stempelek, uśmieszek na facjacie kontrolera... cacy
Pani w Brązowym powiedziała, że dowodu nie da...
Wysiadamy na Bałuckim Rynku, ostatnie zdezelowane zakupione za ostatnia kasę warzywo-transportowce opuszczają rynek, by udać się na spanie, sosik płynie z torby. Dobrze, że wysiadamy, podłoga Ikarka mogłaby nie znieść większej ilości, a płynie sosik płynie,,, z obiadu dla syna Pani Brązowej. Stoimy, sosik wystygł, torebka foliowa trzyma klasę, nie zabrązowiła się bardziej niż wymagałoby to... jest biało-brązowa. Wzywamy na przystanku Policje... tuż pod nosem mamy Ciesielską (dla spoza Łodzi... komisariat legenda), ale Nasi dzielni kontrolerzy mają komórki. Dzwonią... czekamy na patrol.
Dzwoni dziewczyna, która pryciała resztę busa w poszukiwaniu zaginionych biletów, nic nie znalazła, wszyscy skasowali. Palimy petka, dziewczyna zaczyna rozumieć Panie, luzik... Polaków rozmowy w oczekiwaniu na Policję. Przedłużające się, więc zapytałem: co Oni czapek szukają? (patrz logo z biletów) (dla "niezłodzian": dzień wcześniej prezydent Łodzi zakrzyknął do Strażnika Miejskiego: Gdzie masz ch... czapkę)
- Gdzie jest Policja - zapytała Pani Brązowa - ja muszę dziecku obiad dać... wylewa się ze steropianu...
- Na Rynku jesteśmy, przecież przejść wystarczy i mamy komendę na Ciesielskiej - podsuwam pomysł. Pani w Brązowym podsuwam inny na ucho: skoro nie pokazałaś dowodu, a stoimy na przystanku, to w sumie możesz sobie iść (jak szybko w kryzysowych sytuacjach przechodzi się na ty). Pani odmówiła, bo Ona tak nie robi. Chce normalnej Policji... w sumie przyznałem Jej racje. Jak już tkwi w tym po uszy, to wyjaśnić do końca, a nie ogon pod siebie i uciekać. Graty.
Mykamy przez Zgierską na komisariat... Policjant wylegitymował Panią w Brązowym, poinstruował, ze teraz do GIODO, a GIODO odeśle dane do System M, czyli firmy kontrolującej. Całość wystawiania mandatu przedłuży się o interwencje GIODO, czyli jakieś kilka dni.
Pan twardy z System M był bardzo potulny na komisariacie i wystrzelił po rozmowie z Policmajstrem jak z procy... jego zmartwienie.
Wyszliśmy spokojnie z komendy, pożegnalismy się, ja Paniom życzyłem powodzenia w wyjaśnieniu tej sprawy, ale wreszcie mogłem sobie odbić piwko. Wiadomo w autobusie nie piję piwka, bom kierman, na przystanku z kontrolerstwem z system M jakoś mi się nie chciało, jeszcze by łyka chcieli. Teraz spokojnie pod Komenda Policji na Ciesielskiej odbiłem sobie Tyskie. Duża satysfakcja, naprawdę
Mam tylko kilka pytań, po to naskrobałem ten tekst:
1. Zdarzało mi się jeździć komunikacją w różnych miejscach, nigdzie nikt nie był tak nieprzejednany i kompletnie nie rozumiał innych czynników. Łódzka specyfika, raczej nie, bo w Łodzi będąc kontrolowanym w tramwaju, mając źle skasowany bilet (źle z czasowością łączenia biletów, jak pamiętam) nie dostałem mandatu dopiero wtedy, gdy zadzwoniłem na komórkę kontrolera i wyświetlił się mu numer szwajcarski... wtedy odpuścił.
2. Rozumiem kiermana, że gonił i próbował, ale ten twardy z System M siedzący w autobusie i słyszący sytuacje jaka miała miejsce powinien troszkę się zastanowić... chyba, że taki zawód, że prowizja najważniejsza... współczuję pracy wobec tego.
3. Z kierowcą owego busa wracałem później, ten sam bus, ten sam kierman... ale godzina około 22, zgadnijcie jak jechał?
Bart
Wyjaśnienia: Tekst na forum, ale również do p. Bogusława Makowskiego, z zastrzeżeniem, żeby nie szukał feralnego kierowcy, to nie jego wina, On próbował nadrobić przestane w korkach minuty. Lepiej poszukać Pana z System M i wyjaśnić mu, że czasem warto być człowiekiem...
bilet: 5906031742 Łódzcy Kontrolerzy
,
Z tym kasowaniem biletów najlepsze jest to, że według obecnych przepisów bilet trzeba skasować przed upłynięciem odpowiedniego czasu na tę czynność, a ten czas to pojęcie względne, w tym wypadku kontoler powinien uwzględnić warunki panujące w autobusie. Nie wiem jak jest, ale pewnie dostają jakiś dodatek za złapanie gapowicza, więc kasa ich kusi. Niestety
-
- Stały bywalec
- Posty: 411
- Rejestracja: ndz 11:48, 15 mar 2009
- Lokalizacja: Zgierz
rkplodz pisze:no i dobrze, to jest taki antykorupcyjny myk
Ale i tak nie zawsze działa.
Dzisiaj w tramwaju kontroler sprwadzał po kolei bilety, gdy podszedł do faceta siedzącego za mną usłyszałem głos pasażera: "Wystarczy? Bo nie wziąłem tej, no..". Odpowiedź kontrolera: "Dziękuję". Nietrudno się domyśleć co się stało.
Swoją drogą ostatnio też w autobusie 77 była kontrola, i kanar mimo złapania dwóch osób bez biletu, żadnej z nich nie spisał.