Łódzki motorniczy, który wulgarnie odezwał się do Anny Kacprowskiej, stracił pracę.- Otrzymałam od MPK oficjalne pismo, w którym poinformowano mnie, że za wysoce naganne zachowanie podczas wykonywania obowiązków służbowych umowa z pracownikiem została rozwiązana - mówi pani Anna.
Zdarzenie, podczas którego została znieważona, miało miejsce 20 listopada ubiegłego roku. Wjechała renault kangoo na skrzyżowanie ul. Tuszyńskiej i Paderewskiego na zielonym świetle. Gdy samochód był na torach, światło zmieniło się na czerwone. Chciała opuścić skrzyżowanie, ale przed nią stał sznur aut (nie wiedziała, że utworzył się korek, wysoki samochód zasłaniał widok). Wtedy tramwaj linii 15, który ruszył z przystanku, zatrzymał się przed samochodem pani Anny. Motorniczy zaczął dzwonić, po chwili wysiadł, zastukał w szybę.
- Czy wiesz, k... (tu padło ordynarne słowo), że nie powinnaś tu stać? - usłyszała.
Złożyła skargę w MPK.
- Postępowanie wyjaśniające wykazało, że nasz pracownik zachował się wysoce niestosownie. Z odtworzonej z nagrań rozmowy motorniczego z dyspozytorem wynika, że przyznał się, iż użył wulgarnego słowa. Dlatego została podjęta decyzja o rozwiązaniu z nim umowy o pracę - mówi Bogumił Makowski z łódzkiego MPK.
Bez urazy, ale kara zastosowana wobec motorniczego nie jest adekwatna do zdarzenia. Mogli mu pojechać po premii/pensji, ale nie od razu zwalniać. Dziw bierze, że nikt tej baby nie ukarał, że wjechała na skrzyżowanie bez możliwości go opuszczenia.