gazeta.pl pisze: W środę przed godz. 4 rano na skrzyżowaniu ulic Bardzkiej i Armii Krajowej we Wrocławiu ciężarówka zderzyła się z autobusem. Oba pojazdy stanęły w ogniu. W autobusie jechało 27 osób, 15 zostało rannych. Ciężarówka uszkodziła słup podtrzymujący sygnalizację świetlną oraz trakcję tramwajową.
To był jeden krzyk, jęk i rozpacz - mówi 78-letni Ludwik Róg z Nowej Rudy, jedna z ofiar wypadku.
Autobusem z Przemyśla do Jeleniej Góry podróżowało 25 osób. Tuż przed czwartą rano część pasażerów spała. Obudził ich potężny huk. Nim zrozumieli, co się stało, autobus zaczął płonąć.
- Wszędzie był ogień i duszący dym - opowiada Ludwik Róg. - Chcieliśmy się wydostać, ale drzwi się nie otwierały. Ludzie zaczęli przeraźliwie krzyczeć. Ktoś wreszcie wybił szybę i zaczęliśmy wyskakiwać. Jeden przez drugiego uciekał.
Autokar jechał ul. Bardzką w stronę centrum. Gdy wjechał na skrzyżowanie z Armii Krajowej, w jego lewy bok uderzyła ciężarówka. - Widziałem, jak ten tir na nas leci - mówi pasażer autobusu. - Sądziłem, że nasz kierowca się zatrzyma, ale nie zareagował. Podejrzewam, że zasnął.
Ciężarówka uszkodziła słup z trakcją tramwajową. - Zaczęliśmy się palić, bo z zerwanych przewodów powstało spięcie - mówi Ludwik Róg. - Uderzenie było tak silne, że nasz autobus przechylił się na prawo. Gdyby się przewrócił, nikt z nas by nie przeżył. Wszyscy by się spalili, bo nie byłoby jak uciec.
Z autobusu został tylko szkielet. Spłonęła również ciężarówka. Pożar ugasiły cztery wozy straży pożarnej. Na miejsce przyjechały też cztery karetki pogotowia i sześć radiowozów.
- Obaj kierowcy byli trzeźwi - mówi Paweł Petrykowski z dolnośląskiej policji . - Ze wstępnych ustaleń wynika, że kierowca autobusu nie ustąpił tirowi pierwszeństwa.
Z powodu wypadku utrudniony był przejazd przez skrzyżowanie. Nie kursowały też tramwaje na Tarnogaj. Zamiast nich jeździły autobusy zastępcze. Naprawa zerwanej trakcji ma zakończyć się dopiero w nocy.
Rannych zostało 15 osób, w tym obaj kierowcy. Dwóch poszkodowanych odniosło poważne obrażenia, ale ich życiu nic nie zagraża. Wszyscy trafili do wrocławskich szpitali. - Moja żona ma poparzony przełyk. Ja też z trudem oddycham, a córka ma uraz głowy - mówi Ludwik Róg. - Uciekałem na boso, spalił mi się porządny płaszcz. Z pogrzebu wracaliśmy. A mówiłem córce, żeby jechać pociągiem.
http://miasta.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,4944811.html
Zdjęcia z miejsca akcji: http://www.kmpsp.wroclaw.pl/index.php?str=080220_bardzka