[Kraj] gaspara po gopie podróże głupie

Forum o ważnych wydarzeniach komunikacji poza regionem łódzkim.
rkplodz
Fan forum
Posty: 3520
Rejestracja: pn 20:59, 11 lip 2005
Lokalizacja: z miasta Łodzi się wywodzi
Kontakt:

[Kraj] gaspara po gopie podróże głupie

Post autor: rkplodz »

Numer pierwszy. Wstępniak. Prolog.

Wstępniak.

Mam okazję poznawać od kuchni jeden z bardziej fascynujących regionów Polski: Górny Śląsk. Region to różny od części Polski już na pierwszy rzut oka. Region z pozoru brzydki, szary i ponury. W rzeczywistości - barwny, będący szaloną mieszaniną wielu wpływów, czarny jak węgiel, czerwony jak krew przelana w czasach historycznych po stronach różnych państw, brązowy jak dobrze wypieczony kotlet - nieodłączny element każdego obiadu, cciemnofioletowoczarny jak prawdziwy krupniok - symbol kojarzony przez każdego, szary jak twarz hanysa* wracającego z szychty, Zielony jak towarzysząca wszystkiemu nadzieja, żółty - jak żółta jest cera zmęczonych ludzi całe życie oddanych pracy, niebieski jak niebieskie migdały marzeń i pięknych planów - dla siebie, dla rodziny, regionu. Prawdziwy jak prawdziwy jest tu lokalny patriotyzm, tęczowy - tak wielobarwny, jak wiele jest odmian śląskiej gwary, ciemny jak korytarz kopalniany oświetlony czołówką i jak niebo wiecznie zapylone nad Czarnym Śląskiem** i jasny jak twarze ludzi zadowolonych z życia. Kremowy jak fartuchy tramwajów.

* - hanys - człowiek przyjmujący śląską kulturę z Czarnego Śląska (patrz niżej)
** - Czarny Śląsk - tak nazywa się region typowo górniczy - obejmujący w w zasadzie wschodnią część GOPu.

Wielu ludzi pyta mnie o zwyczaje Ślązaków, ich mentalność, odrębność kulturową i o sam Śląsk - nieznaną szerzej krainę geograficzną. Mówię zatem dużo i każdemu, kto tylko zechce słuchać. Wszystko tu bowiem jest inne, a ja - wszystkiego ciekaw.
A najwięcej dowiaduję się - zza okna autobusów, pociągów i tramwajów.

Nienawidzę blichtru towarzyszącego Wielkim Podróżom: drogich hoteli i restauracji, w których krępuje mnie uczucie usługiwania, utartych szlaków, które przemierzają setki turystów dziennie i gdzie obraz miejsc i kultur zniekształca się pod wpływem przemysłu turystycznego, wreszcie - roli obcego. Wolę wtopić się w miejscową ludność słuchając jej mądrości, widząc gdzie naprawdę pracują, jak mieszkają i co ich fascynuje. Dotknąć ziemi takiej, jaką ona jest naprawdę: czasem zaśmieconej, ale autentycznej.

Dlatego lubię wędrować - włóczyć się po jakichś ciemniejszych kątach, w których obecność obcego budzi niejakie zdziwienie. Zza szyby autobusu czy tramwaju widać wszystko to, co chciałbym widzieć: codzienne życie, krajobrazy, a wewnątrz - można uciąć przemiłą (lub mniej miłą) rozmowę z młodszą (lub mocno niemłodszym) przedstawicielką ludności miejscowej (lub przybyszem z miasta z konkurencyjnym klubem piłkarskim).

No i jeszcze moja miłość do komunikacji zbiorowej, która pozwala mi bez bólu przejeździć nawet cały dzień....

Celem niniejszego periodyku nie jest na pewno prezentacja regionu. To raczej próba przekazania czytelnikom odrobiny emocji i wrażeń napotykanych gdzieś po drodze - przy zwiedzaniu GOPu wzdłuż sieci komunikacyjnej.

Następny przystanek: Prolog. Przypominamy o obowiązku przyjemnej lektury.

_________________________________________________________

Prolog.

Dzisiejszy odcinek będzie zdecydowanie inny niż zwykle: ma niejako wprowadzić w nowy region. Dziś bowiem 237 km pokonałem w zaledwie cztery godziny. Zwykle w takim czasie zdołam co najwyżej dojechać do co bardziej odległego miasta GOPu...

Na łódzkim dworcu fabrycznym zjawiam się za kwadrans szósta. Kupuję bilet w mojej ulubionej ostatniej kasie - polecam w dni powszednie w godzinach porannych - i udaję się do Pociągu Wspomnień - przyspieszonej "Soły" do Bielska. Pociągu pamiętanego z dzieciństwa. Mojego pierwszego pociągu w życiu. Potem - mojego pierwszego pociągu, którym jechałem w celach czysto miłośniczych. Wreszcie - tego kojarzącego się ze wspaniałymi wakacjami, słonecznym latem i schroniskową gitarą. Dziś jadę nim dużo bliżej - do Katowic. Dziś jest to zresztą zupełnie inny pociąg, zaledwie cztery wagony, same dwójki, to raczej osobówka w przypadkiem wydłużonej relacji niż perła łódzkich rozkładów, długaśne, tłumne składy w dalekich relacjach składane z reprezentacyjnych wagonów.

Ostatnia dwójka wita mnie nieco odświeżonym wnętrzem klasycznego mechpomu. Jedynie granatowe obicia siedzeń odróżniają ten przedział od tego z mojego dzieciństwa: pomarańczowobrunatne zasłonki, aluminiowe ramy okienne, bordowa wykładzina podłogowa... ech. Zimno niemiłosiernie - cóż, tak to jest wsiadać na pierwszej stacji. Szybko zasłaniam zasłonki - odgradzając się od zewnętrznego świata i zwijam się wygodnie w kłębek opierając głowę moim plecaku. Za Widzewem coś mnie jednak budzi - aha, zapomniałem! Kontrola - wymieniamy uśmiechy i pozdrowienia ze znajomą konduktorką. Mimo swoich lat zawsze w krótkiej spódniczce odsłaniającej kolana. Może sobie pozwolić na taki luksus. Życzy mi dobrej nocy - choć za oknem już świt. Dobrze, że mnie obudziła: wagon powoli się rozgrzewa - akurat pora żeby zdjąć kurtkę. No, wreszcie mam poduszkę Obrazek

Budzę się na częstochowskim dworcu i szybko się orientuję co mnie obudziło: gorąco... Czuję się jak w piekle! Pali mnie wszystko dookoła: gorąca do granic możliwości jest kanapa, gorąco mi w stopy jakoś mieszczące się pod oparciem na łokieć, gorący jest plecak, na którym leżę, obawiam się o parówki, które ze sobą zabrałem Obrazek - wszystko! Wsadzam nogę w but - prawie parzy! Cóż, bywa... Otwieram wszystko co się da i wyłączam tyle samo. Moje szczęście nie trwa długo - na Rakowie dosiada się grupa kobiet w wieku podeszłym, które - nie zdejmując kurtek! - z podobnym zapałem do mojego sprzed kilku chwil zamykają wszystko co tylko było otwarte: okno, drzwi, okno na korytarzu... Brakuje tylko diabła z widłami. Nie, ja tego nie wytrzymam! Wychodzę na korytarz i wystawiam głowę za okno. Tlenu! Oddycham, ale nie chce mi się stać - znów wracam do piekła, chwilę czytam mocno pomięty Przekrój, znów wychodzę, wracam, idę do (upalnej!) toalety ochłodzić się (ciepłą!!!!!!!) wodą z kranu, wracam, wychodzę, wracam, czytam, nie wytrzymuję, wychodzę, wracam. W Łazach dobija kolega i wysiadają współpasażerki. Dosiada się studentka i ktoś jeszcze - znów można wietrzyć. Dobrze, że poprzedniczki nie znalazły gałki ogrzewania Obrazek

Po szybkim śniadaniu i litrze soku na ochłodę znów wracam na korytarz. Czas pooglądać coraz bardziej śląskie krajobrazy. Powoli dojeżdżamy do Sosnowca - choć to miasto zagłębiowskie - podobne architektonicznie do nieodległych śląskich. Na dworcu w zapowiedziach słychać już śląski akcent, wyraźne cz- zamiast trz- (planowy odjazd: godzina minut czy!), ale nie zabawimy tu długo. Jedziemy do Katowic: kolejno Szopienice, Zawodzie... Robotnicze osiedla, wyglądają jak wyjęte z filmów z epoki Gierka, tyle, że dodac należy trochę pseudograffiti na przytorowych garażach. Gdzieś jakiś pięcio-, może sześciolatek z wielkim wiadrem śląskiego czarnego węglowego złota, gdzie indziej babcia z trudem pielęgnująca maleńka grządkę pod czarnym aż od pyłu domem... Trzeba się zbierać. Marcin z trudem zdejmuje mój olbrzymiasty garb z półki bagażowej - garb dziś ciężki jest wyjątkowo, choć zwykle do cienkich nie należy, wiozę trochę żarcia i książki. Przed wjazdem na stację stoimy pod semaforem. Wreszcie wjeżdżamy: z przejścia podziemnego dobiega mnie znany gitarowy bluesowy rytm. Zaraz machnę ręką na przywitanie grajkowi - mistrzowi fachu. Wychodzę na estakadę: z góry patrzę na żółte autobusy i mijam ludzi zajadających popularne tu obważanki. Ucieka mi tramwaj - to nic, trębacze trąbiący po drugiej stronie ulicy oznajmiają swoim dęciem, że zaczął się kolejny udany śląski tydzień.
Bluebell
Czasem wpada
Posty: 52
Rejestracja: pt 19:21, 28 gru 2007
Lokalizacja: Antoniew/ Warszawa

Post autor: Bluebell »

oby tak dalej Obrazek
ODPOWIEDZ