Moja Pierwsza Milosc

Na każdy temat.
rkplodz
Fan forum
Posty: 3520
Rejestracja: pn 20:59, 11 lip 2005
Lokalizacja: z miasta Łodzi się wywodzi
Kontakt:

Post autor: rkplodz »

W ogóle temat Moja pierwsza miłość a my o Mackach Obrazek Nie wiem czy to dobrze o nas świadczy Obrazek
ukalo
Fan forum
Posty: 4040
Rejestracja: pt 12:36, 25 lis 2005

Post autor: ukalo »

Obrazek faktycznie
berkowaty
Czasem wpada
Posty: 54
Rejestracja: czw 12:30, 13 wrz 2007
Lokalizacja: Bursinel

Post autor: berkowaty »

Mialem juz nie pisac,

przeciez i tak nikt tego nie czyta. Popisze sobie jednak dla rozerwania paluchow, co by nie uschly.

Wez no, taki przyklad... polazlem do ManuFaku w Uci... Uc to znane miasto 150 km od 100-licy.
No i se polazlem z lapem, wypasik, flotka bedzie leciec, a ja przy piwku sie smiac bede...
No i pupa zbita... 1000 eLeMow szlag trafil, nie no nie trafil, ale 33% z nich wredniocha se zebrala...
Ta wiem, staly na moona, a ja mialem neta... w Bierhalle w ManuFaku... ale mi sie skonczyl beer...
halle niestety obfitowala w inne atrakcje, dla mnie kompletnie nieatrakcyjne, ale dla Mojej Lepszej Polowy
owszem bardzo bardzo... H&M, ecco, inne jakies... to musialem wylezc z beer... i znalezc sie w halle.
To byl poczatek konca, sfarmienia mnie na 15%... Ci co wiedza to wiedzxa,
Ci co nie, to i tak mi sie nie chce objasniac.
No i laze jak debil z lapem na lapie, sa ludzie ktorzy w centrach handlowych laza z bachorem na lapie,
ale z lapem na lapie, to jeszcze nie widzialem... moze malo widzialem, ale widzialem siedzacych przy piwku
z bachorem... tfu... z lapem na lapie... Laze z bachorem na lapie... nie... laze z lapem na lapie,
wiem nie uzywam polskich znakow... ciezko jest...
ale tam juz, w tych H&M i ecco wireless z Bierhalle nie dzialal...
no i dostalem zloma, szyt z tym zlomem, i tak mialo byc na moona, ale sie wredniocha nazarl surowki...
niech sie przezre i wiecie co jest z przezarcia... ja nie wiem, wiem za to co jest z przepicia...
czyz to nie to samo? no zycze mu zeby z tego przezarcia skonczyl w reckach... ze wredny jestem, kazdy kiedys
skonczy w reckach. ja koncze tak kazda wieksza impreze, choc floty na efesach.
zawsze po wiekszej imprezie musze sie wyreckowac...

Wracam powoli do tej glupiej gry, ze smutkiem... Moj dobry kumpel wlasnie przestal...

Wszystkim powalonym oGamowcom zycze pieknie pekajacych jajek i zeby zawsze w jajeczkach bylo
wiecej zoltka niz bialka... zoltko jest najwazniejsze, a deu sie dokupi

Bart

P.S. nie czytalem powyzszego, za wszystkie bledy odplace owieczkami
berkowaty
Czasem wpada
Posty: 54
Rejestracja: czw 12:30, 13 wrz 2007
Lokalizacja: Bursinel

Post autor: berkowaty »

Cortina...

Narty zaplanowaliśmy sobie ze szwajcarską precyzją... czyli booking hotelu, skipass-y, dojazd wyliczony co do kilku minut, wiadomo, navi w aucie internet w rasthoffach, zawodowstwo. Szwajcarska precyzja okazała się iście szwajcarska. Za Bernem w stronę Zurichu czekał na nas, jak w szwajcarskim zegarku korek sześćdziesięcio kilometrowy, który ze szwajcarską precyzją pojawia się w każdą sobotę rano i z równie szwajcarską precyzją znika około 23 w sobotę. Zawodostwo, pełne pro...
Nikt w Szwajcarii jeszcze nie wpadł na pomysł, żeby poszeżyć tą autostradę... wszystko przed nimi.
Uciekliśmy, ogłupiając naszą pokładową Bertę, czyli nawigację w audi, w boczną drogę... Berta, bo w końcu niemieckie auto mamy, więc jakie imię dostać mógł ten angielski gadacz, mimo, że bez niemieckiego akcentu. Berta protestowała, ale potem konsekwentnie ciągnęła nas do następnego wjazdu na autostradę. Spojrzeliśmy, jak stało tak stoi... ehh, żebym ja miał tak zawsze po kilku zjazdach... to pyrtamy dalej nierysowanymi drogami, byleby dotelepać się do rozjazdu Berno - Zurich, dalej się poluzuję... tak przewiduję. Faktycznie, potem było lepiej. Puknęliśmy do Austrii, po drodze zakupując piwo i winietkę na tamtejsze autobahny... Berta gada, że zostało jeszcze 400km i będziemy około 21:30... troszkę zaczyna być cienko z czasem, bo kolację ze szwajcarską precyzją, nie przewidując szwajcarskich korków zaordynowalismy na 20:30. Damy radę, powiedziałem, tu jest mniej radarów, to się nadrobi... KIlka korków w Austrii skutecznie zniechęciło mnie, do patrzenia na wyświetlacz Berty i oddalający się czas. Zeżarliśmy pizze w jakiejś ostatniej otwartej pizzerii, dopiero potem wyłądowaliśmy samochód z nadmiaru bagażu. BAgażu potrafimy zabrać niewyobrażalne ilości. Ja potrzebuję na 7 dni raptem 7 zmian bielizny, parę butów i ze dwa swetry, za to Ilona lata jak szalona. Przywiozła sobie piękne futro z Leningradu... sorry, to nie ta bajka.
Rano narty... luzik... z 1224 wspięliśmy się za pomocą dwóch kompletnie różnych kolejek linowych, z dwóch kompletnie różnych generacji na 2470... jest dobrze, jest zimno, jest śnieg, są narty... jest grzane wino. Zamawialiśmy vin chaud, a tu zonk, misio w barze mówi coś o bulla bula... dopiero zakapował, że jak po francusku, to vin chaud, to vino caldo po włosku... bystrzacha. To siedzimy w Ra Vales na tym grzanym winie, ale ja mam cay czas problem z nartami... uciekają mi. Wiem, że nie jeździłem 2 lata, ale bez przesady, tego się nei zapomina... jak jazdy na rowerze, albo...
Ja polowałem na stolik, Ilona kupowała winko... siedzę i kuknąłem na buty...
Ilona przyniosła wino i pyta jak z moją jazdą... ja w sumie miałem ochotę wracać na dół... no nic nie idzie, narty nie trzymają, nogi zmęczone. Pyta mnie:
- How about your skiing?
- Shold be better - odpowiedziałem - once, I'll switch my shoes from walk to hard ski...
- Bravissimo - odpowiedziała - my master mind... pękając ze śmiechu.
Później było łatwiej, faktycznie buty trzymały, narty nie uciekały, zdjęcia się robiły. Pierwszy dzień i się nie połamałem, jeżdżąc w luźnych butach... jest dobrze.

Mgła...
Pada jakieś gówno z nieba, może by się w końcu zdecydowało, czy chce być śniegiem, czy deszczem. Zdecydowało się dopiero dziś. Zaczełobyć śniegiem i zapitala cały czas. Jeździć się nie da, bo czubków nart nie widać, ale twardziele, jak Ilona zapitalają na stoczek... nie po to ski pass kupili na tydzień, żeby nie zapitalać.... ja się pałętam na spacerkach z Berkiem (cocker spaniel) od sklepu do baru i tak w kółko.
Zdecydowało sie w nocy... dość zdecydowanie... zawaliło nas 50cm śniegu, samochodu nie widać, padre w hotelu odpalił pług wirnikowy i próbuje to poogarniać... jedziemy do kolejki, coby Moja Pani sobie wykorzystała ten skipass, który nabyła, za ciężkie euro drogą przez mękę, odstawszy 40 minut, znosząc bandę czterech małych 5 latków, depczących Jej po ukochanych butkach. Każde sa ukochane, jeżeli są zadeptywane. Ona ma jakoś inaczej z butami, ale chyba większość z nich tak ma...
Mało się nie zabiłem pierwszego dnia na tych nartach... Moja Lepsza Połowa gada, że wszystko virke, gir majonez stoki super, a mnie nosi z lewej na prawą, narty jak szalone dwa konie zaprzęgnięte do rydwanu, którym kieruje woźnica niemający pojęcia, co to konie, co z nimi robić... generalnie staczam się z górki na pazurki, próbując ochronić plecak ze sprzętem... po kit ja to zabierałem... na szczęście plecak mam dobry i cokolwiek się stanie, to mój aparacik, obiektywki przeżyją...
Siadamy na piwie, jestem zaamany, bo mi się to wszystko rozjeżdża w każdą stonę, a ja nie wiem: tępe narty, coś z wiązaniami... gdzie jest błąd... może zapomniałem jak się jeździ... ale 2 lata? Ilona poszła po motywator w postaci piwa, a ja zajmuję stolik z pyskiem w stronę słońca... nie proste, bo część jest w cieniu, trzeba być czujnym, szybkim i się nie dać... nie dałem się... teraz czekam już na piwko, które przytarga Ilona. Sprawdzam buty... jasne... Scherlocku... jak się jeździ w pozycji walk, a nie ski, to jak Ci ma ten but odrosta tylnego trzymać... master mind...

- Berek... to jest wyprawa po parasolkę - tłumaczę mojemu spanielowi - ratunkowa wyprawa.
Oczywiście parasolka, albo dokładniej paradeszczówka, bo w końcu skoro istnieje we francuskim paraplui, od deszczu oraz parasol od słońca, to dlaczego w polskim miałoby nie istnieć... choć to samo urządzenie.
Wyprawa udana, paradeszczówka zapomniana w solarium odzyskana, czas do baru na piwo. Po tym piwku wracając do hotelu natknęliśmy się przypadkiem na halę sportową. Normalnie wyrosła z podziemi, albo wyłoniła się zza zasp śniegu usypanego w ogromne góry, przez tutejsze buldożery. Nieważne... grunt, że postanowiliśmy pójść na łyżwy. Kto pamięta "For your eyes only" z piękną Carol Bouquet, ten wie. O Bondzie mówię... tak. No więc, jakoże że ja dziarski chłop na łyżwach spędziłem dzieciństwo, sami lodowisko pod blokiem robiliśmy, założywszy sprzęt udałem się pewnym krokiem na lodowisko... jebut... powitał mnie lud oraz lód... w zasadzie w odwrotnej kolejności, ale aplauz zebrałem, po moim entree...
Jeździmy w lewo, przeciwnie do wskazówek zegara, sprawdzam jak to jest, komórka pokazała 15:30... żadnych wskazówek... to jak ja zacznę jeździć według 15, to mnie tu rozjadą, dochodzę więc do wniosku, że będę jeżdził według 30, z naciskiem na 0... Pierwsze kółko, to w zasadzie walka o utrzymanie pionu. Konstatuję, że ja łyżew na szczudłach nie miałem od ponad 20 lat... będzie źle, ale skoro powiedziało się 9 euro za lodowisko z wynajmem ślizgaczy, trzeba z honorem znosić sińce na dupie i być z nich dumnym. Dobrze, że się troszkę znieczuliłem w barze, bo na trzeźwo bym poległ. Kolejne kółka są sporo łatwiejsze, jednak kiedyś sporo jeździłem na ślizgaczach niekoniecznie analnych... coraz rzadziej używam kości ogonowych w charakterze hamulców... będę żył...
Wspomniałem o Bondzie i "For your eyes only", otóż tam była BIbi, która uczyła się i trenowała do Olimpiady... patinaege atristique... jak to żaby mawiają, po włosku podobnie: pattinaggio... kit z nazewnictwem, grunt, że na lód wyjechała z ludu odziana w pończoszki i różową, ledwo zakrywającą pantalony, no majtasy w sensie, sukieneczkę, dziewoja lat ze 13, w pełnym makijażu, albo make-up jak kto woli i zaczęła sobie trenować podskoki na lodzie... Mało nie padliśmy ze śmiechu z Moją Panią wspominając Rogerowego Bonda... w Cortinie zawsze musi być jakaś Bibi...

Siedmu Krasnolódków
Siedzę sobie w hotelu i oglądam swoje skarpetki, po kolejnym spacerze z psem... telefon.
Zadzwoniła. Przyjedź po mnie natychmiast. Knajpa...pies luzem, knajpa luzem i kuffa siedzi... Moja Lepsza Połowa w obstawie siedmiu facetów... kuffa, jak mnie kolnęło, to kuffa aż mi ciśnienie podeszło...Królewna wśród Siedmiu Krasnoludków... z Austrii... raczączych się piwem, w dodatku białym... fuj...
Siedzi.. Moja Pani, a obok siedmiu krasnali... jak ich nazwała,,,
Jednemu w krocze wszedł spaniel, normalny pies, łażący po wszystkim co spotka...
Mam Królewnę i siedmiu krasnali... siedmiu austryjaków obok Mojej Pani...
Bart

P.S. fotki z Cortiny jutro wstawię... jak się zabiorę do opisów Obrazek
Awatar użytkownika
prof_klos
Megagaduła
Posty: 3415
Rejestracja: czw 23:10, 21 gru 2006
Lokalizacja: Pabianice | Piaski

Post autor: prof_klos »

Brawo, miłe do czytnięcia Obrazek
Wszystko co dobre skończyło się w 2008 roku...
berkowaty
Czasem wpada
Posty: 54
Rejestracja: czw 12:30, 13 wrz 2007
Lokalizacja: Bursinel

Post autor: berkowaty »

Car Shaw

Ja bardzo lubię dni, kiedy flota na efesie, niezlamione i można się zająć czymś przyjemnym.
Ranek normalny kawę do łóżka wrzuciłem, dla Mojej Lepszej Połowy, zawróciłem efesy, przeczytałem cały internet od góry do dołu, czyli mormalna poranna prasówka. Kawki wyżłopaem ze dwa wiadra i spaliłem pół paczki porannych fajek. wszystko norma. Potem "lanczyk" u Mojej Pani w zakładzie. Robotę ma fajną, a najfajnejszy ma ekspres do kawy w robocie. Lanczyk smakowity, bo półdarmo dają zajebiste żarcie, to się opasłem jak bąk. Przed lanczykiem wykręciłem na wszelki wypadek psa Berka, cobym nie musiał wieczorkiem na szczotce po jego odchodach jeździć... w lesie go wykręciłem, ale teraz w lesie kijowo, bo pościnali jakieś drzewa i narobili błota. Przed lanczykiem musiałem szornąć buciory szmaciskiem, bo nie wypada do poważej fabryki włazić jak do obory... leki w końcu tam się robi.

Co a tu pitolę o oborach, dziś po lanczyku z ciachem na koniec... nawet dobre było jak się dodało ananasa w sosie chili... serio, zajefajne żarcie. Wrzuciliśmy się, więc z pełnymi brzuszkami do naszego berkowozu... nie sorry, berkowóz to był passat w Bolandzie... jeszcze raz. Wtargnęliśmy do Jensena, jak go nazywamy, od poprzedniego użyszkodnika tego czterokółka i kopnęliśmy się do Genewy na Salon... pooglądać inne przemieszczacze uliczne, przedłużenia męskości, pompowacze cycków.

Porzuciwszy Jensena, czyli nasze obecne a4, zapakowawszy się w autobus... ja sobie nie dam spokoju z imiesłowami, kocham je. Ilekroć używam imiesłowu widze przed pyskiem twarz Przyjaciółki, żony Mojego Towarzysza z Chorwacji... Basiu pozdrawiam. Porzuciwszy więc Jensena, przy okazji pozdawiam Jorgen, zajeździłeś tą furę zdrowo, wyprowadzałem ją jakiś tydzień... udaliśmy się z parkingu na lotnisku do busa na salon. Parking jest faktycznie na lotnisku, bo normalnie na tym kawale betonu wielkości... hmmm lotniska stoją samoloty bogatszych szejków znad zatoki, którzy postanowili się rozerwać z miejscowymi Sanrami, Marie albo innymi typowymi francuskimi nazwiskami w pięciogwiazdkowych hotech... no ale gdzieś ten samolot muszą trzymać. W czasie salonu, owi szejkowie dostają carte rouge i musza się ze swoimi samolocikami schować w jamkach swoich przyjaciółek...

Autobus dojechał włazimy na salon... Ja od razu biegnę w wiadome miejsce i nie jest to miejsce, gdzie nawet ja chodzę piechotą. Udałem się do audi. No toją, białe wszystkie... jeden srebrny i tabliczki z datami... audi ma 100 lat... i historia i sobie czytam... i się pocę... zagęszczenie na tym stoisku jest takie, że nie ma czym oddychać. Dobra, chcę się spokojnie pobawić autkiem, które w końcu zamówiliśmy i czekamy na nie 4 miesiąc... załamka... kolejka do lewego fotela na 30 minut, do prawego na jakieś 15 minut stania... olałem... u swojego dealera sobie się pobawię. Panie na stoisku jak to w audi, 6 języków, eleganckie garniturki, niewidoczny makijaż... Panie profesjonalistki, od doradzania klientom... panowie zresztą też... nieczęste.

Przebiegliśmy sobie grupę VW od razu... skoda volkswagen seat bugatti... Byłbym zapomniał, bo jak to określiła Moja Lepsza Połowa: Ty jesteś jak Twój pies, potrafisz zlokalizować gdzie jest żarcie (audi), ale kompletnie nie pamiętasz jaki miałeś rozkład dnia i po co tu jesteś... w sumie od rozkłądu dnia jest mój, jak i Jej kalendarz... po kit to pamiętać jak jest remander?

Skoda jak Passat, seat jak stare audi a4... lecimy w takim razie tylko po 4x4 i SUV...

Kumpel mówił, że na stoisku fiata są fajowe dziewczyny... faktycznie, fajne, ale jakieś takie lambadziarskie... no, grunt, że wysokie były, ale te stroiki w jakie je przywdziali, ja bym nie założył... Można mieć 180 kilka wzrostu, ale dać się zapiąć w trzydziestocentymetrową sukienkę i paradować w tym dwa tygodnie... nie no tirówką nie jestem. Nie ogarniesz przy takim wzroście wszystkiego, albo widać czoło, albo piętę... troszkę pojechali... ale fiat zawsze jeździł dziwnymi drogami, które dla normalnych samochodów stanowiły marketingowy tor przeszkód i się tam nie pchali... widocznie dla takiego włocha jak zobaczy kawałem czoła lub piętę jest wystarczającą motywacją do kupna fiata... dziękuję.

Wszedłem też do mercedesa i bmw... w sumie wszedłem też do volvo i saaba. Chciałem porównać konkurencję do tego co już zamówiłem... lexsus zrobił na mnie wrażenie porównywalne z audi... reszta to jakieś próby czegoś...
Ford Kuga...fajny, ale nie ta jakość... Land Roverowi Freelanderowi.. chyba brakuje nie tyle przestrzeni, co techniki... wszystko to jakoś nie poskładane...

Idziemy na fajkę... w sensie ja, a Ilona odetchnąć świeżym powietrzem.... sala ma kubaturę na 1000 osób, a stałem w kolejce do wejścia za kółko do Q5... wsiadłem prawymi i od razu jakiemuś francuskojęzycznemu zmieniłem MMi na angielski... hiihi.. odpadł... one down... ale wsiadł następny, ale to ja gmerałem w MMi, a misio mógł sobie kierownicą popszekręcać... niewiele zdziałał.

Obejrzeliśmy tych car-ów od groma, skupiając się na compact SUV... czyli wszystko co może konkurować z audi Q%, które zamówiliśmy (audiQ% zamierzone)

Mój ranking na koniec:
audi Q5
volvo xc60 (zwierzchu najlepszy)
lexus (ogromny, fajny wyświetlacz LCD, zwierzchu przeciętny)
Nissan quashqui...

Peugeot 3008 czy 9 za wyświetlacz na przedniej szybie... bmw też to ma... ale ja nie lubię bmw...a kiedyś lubiłem

Dobra kit z autami...
Najfajniej ubrane laski: Nissan.. ładnie i z fajnymi czapeczkami, berecikami... super...
Fiat: super mini i dłuuuugaśne nogi... ale to tylko fiat
kompetencja: audi... dress code, garniturki, ale 6 języków każda... i wiedza i znajomość... rewelka... nigdy Pani nie musiała szukać "asystenta"... oni je żywcem z salonów przywieźli
Najlepszy ubiór: FORD... wszystkie ubrane w skrojone sukienki pod wystruj forda KUGA... tu graty... bo to ładne było...

No i wyjazd z baru... obejrzałeś już... to wyjeżdżamy około 17:50 w piątek... wszystko stoi... a mnie opada... Geneva wyjeżdża z miasta, a mnie ręce opadają... korek niedający się wyciągnąć z butelki szampana

Bart
ODPOWIEDZ