15 VI 1946 roku doszło do tragicznego wykolejenia tramwaju. Zginęła 1 osoba, a ponad 30 pasażerów zostało rannych. Był to pierwszy odnotowany na łamach łódzkiej prasy wypadek tramwajowy, który swoim rozmiarem przerażał. Owszem zdarzały się kolizje z innymi uczestnikami ruchu takimi, jak auta osobowe czy znacznie częściej z ludźmi. Ci ostatni bardzo często „lądowali” pod kołami wozu, co było nierzadko efektem nieudanego wskoku do lub wyskoku z tramwaju. Także same tramwaje kasowały inne tramwaje, tyle że wtedy skala zjawiska budziła grozę. W 1947 roku pod Lućmierzem w wyniku czołowego zderzenia 3 osoby zginęły, a ponad 30 odniosło poważne obrażenia. W którymś z roku lat 70 w przeciągu jednego miesiąca w trzech wypadkach ucierpiało 104 pasażerów.
Bez wątpienia dzieje wypadków łódzkich tramwai należą do ciekawych tematów, który warto zgłębić. Na podstawie prasy można określić szacunkowo rodzaje wypadków, bo nie skalę zjawiska. Dla mnie ciekawostką okazało się, że w latach 40, 50, 60 i jeszcze 70 prawie notorycznie dochodziło do wpadania pod tramwaj ludzi. A to komuś nogę ucięło albo głowę zmiażdżyło (znalazłem tylko jeden taki przypadek, ale zaskoczył mnie tym, że delikwent przeżył). Prasa nie robiła z tego sensacji. To było na porządku dziennym tak, jak dzisiaj wypadki samochodowe.
Poniższy artykuł dotyczy wykolejenia. Odkąd zaczęły jeździć tramwaje, dochodziło do tego rodzaju wypadków. W zależności od tragicznych efektów łódzcy dziennikarzy zamieszczali odpowiedniej wielkości artykuły, chyba że nic wielkiego się nie stało, to opis zdarzenia gościł w rubryce Kronika wypadków.
Pragnę zwrócić jeszcze uwagę na sposób pisania tego artykułu. Trochę różni się od dzisiejszych. Przede wszystkim opisem. W latach 40, 50 i 60 oraz na początku 70 starano się słowami przekazać obraz tak, aby czytelnik mógł znaleźć się na miejscu wypadku. Trochę to takie literackie.
Katastrofa tramwajowa
„Wczoraj (15 VI 1946 roku) w godzinach popołudniowych w Łodzi wydarzyła się straszna katastrofa tramwajowa: tramwaj linii «3», jadący ulicą Piotrkowską w stronę Górnego Rynku, przy rogu Czerwonej wyskoczył z szyn i przewrócił się, przygniatając siedzących wewnątrz pasażerów, z których jedna osoba została zabita na miejscu, zaś około 30 odniosło rany.
Spółpracownik «Expressu Ilustrowanego», który udał się na miejsce tragicznego wypadku ustalił, co następuje:
O godz. 2.40 po południu nadjechał od strony Pl. Wolności tramwaj linii «6», skręcając, zgodnie z rozkładem jazdy, w ulicę Czerwoną, przy czym zwrotnica – jak zresztą winno być – pozostała na ulicę Czerwoną. Zwrotnicę miał przestawić jadący za «6» tramwaj linii «3». Motorniczy tego tramwaju, dojeżdżając do rogu Czerwonej, puścił w ruch hamulce, aby zatrzymać tramwaj na znajdującym się tam przystanku. Hamulce jednak odmówiły posłuszeństwa. Rozpędzony tramwaj mknął dalej i na rogu Czerwonej, natrafiając na przełożoną w bok zwrotnicę, wyskoczył z szyn, pobiegł jeszcze 10 metrów naprzód i wywrócił się na lewy bok. Dwa przyczepne wagony oderwały się i pozostały na miejscu.
Akcja Ratownicza
Natychmiast pośpieszono z pomocą pasażerom wywróconego wozu. Zaalarmowano wszystkie pogotowia ratunkowe oraz straż ogniową.
Z wnętrza rozbitego wozu zaczęto wynosić rannych, w czym wzięli udział strażacy firmy «Geyer», robotnicy oraz przechodnie.
Spod złamanej ławki wyciągnięto zwłoki młodej kobiety, której głowa została zmiażdżona. Obok niej leżała kobieta, której kawał żelaza urwał rękę po łokcie. Reszta pasażerów doznała złamania rąk i nóg oraz ogólnych ciężkich obrażeń ciała.
Rannych natychmiast przewieziono do szpitala św. Józefa oraz Czerwonego Krzyża, zaś zwłoki młodej kobiety przeniesiono do poczekalni firmy «Geyer».
Milicja zebrała leżące we wewnątrz wozu dokumenty, celem zidentyfikowania rannych i zabitej.
Lista ofiar
Pasażerką, która została zabita w katastrofie jest 19 – letnia robotnica fabryki przy ul. Wólczańskiej 125 – Maria Skrobulska, zamieszkała...” Tu pojawił się dokładny adres tragicznie zmarłej. Następnie wymieniono z imienia i nazwiska z podaniem adresu zameldowania i stanu zdrowia 30 rannych.
brak autora, Katastrofa tramwajowa, „Express Ilustrowany”, R. I, Nr 148 (148), 16 VI 1946, s. 1.
Tekst opracował i komentarzem opatrzył Piotr Ossowski
1 śmiertelna, 30 rannych
-
- Stały bywalec
- Posty: 377
- Rejestracja: wt 20:59, 27 mar 2007
- Lokalizacja: Pabianice, Piaski
-
- Stały bywalec
- Posty: 377
- Rejestracja: wt 20:59, 27 mar 2007
- Lokalizacja: Pabianice, Piaski
Duże i średnie fabryki zaraz po wyzwoleniu (tj. po tym jak wojska ZSRR wyrzucały z Polski armię III Rzeszy) zostały zajęte przez robotników, a tym samym upaństwowione. Jednak nie oznaczało to, że stare określenia nie znikły. Któż nie kojarzył, gdzie były fabryki Scheiblera czy Geyera. Zresztą nie był to jeszcze czas nazywania państwowych firm zgodnie z obowiązującą w PRL propagandą. Władza komunistyczna jeszcze nie była umocniona. Przed nią czekały referendum i wybory.
Ostatnio zmieniony ndz 07:28, 07 lut 2106 przez Piotr Ossowski, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: 1 śmiertelna, 30 rannych
A teraz nie budzi?Piotr Ossowski pisze:Także same tramwaje kasowały inne tramwaje, tyle że wtedy skala zjawiska budziła grozę.
Masz jakieś bliższe dane na temat tych zdarzeń?Piotr Ossowski pisze:W 1947 roku pod Lućmierzem w wyniku czołowego zderzenia 3 osoby zginęły, a ponad 30 odniosło poważne obrażenia. W którymś z roku lat 70 w przeciągu jednego miesiąca w trzech wypadkach ucierpiało 104 pasażerów.
Zatem zgłębiajmyPiotr Ossowski pisze:Bez wątpienia dzieje wypadków łódzkich tramwai należą do ciekawych tematów, który warto zgłębić.
Myślę, że prasa informowała tylko w jakimś niewielkim procencie o tym co się działo na torach. Poza tym bywały okresy wzmożonej "aktywności" w tym temacie, a bywały takie, że przez wiele miesięcy nie było żadnej wzmianki. Tak przynajmniej było w przypadku WarszawyPiotr Ossowski pisze:Na podstawie prasy można określić szacunkowo rodzaje wypadków, bo nie skalę zjawiska.
"Porządek dzienny" to delikatnie powiedziane. Pisząc swoją mgr miałem również wątek 'winogron'. Żeby zobrazować sytuację podam, że tylko w jednym kwartale jednego "sezonu" w latach 50. odnotowano w Warszawie blisko 900 wypadków z ludźmi !!! A należy pamiętać, że były to zdarzenia poważniejsze, odnotowane w kronikach MZK czy Pogotowia Ratunkowego. Ile tego było naprawde, nikt nie wie. Zwłaszcza, że z opowieści wiem, że wielu zdarzeń po prostu z różnych względów nie zgłaszano. Tak więc człowiek pod tramwajem nie był niczym niezwykłym w tamtych czasachPiotr Ossowski pisze:Dla mnie ciekawostką okazało się, że w latach 40, 50, 60 i jeszcze 70 prawie notorycznie dochodziło do wpadania pod tramwaj ludzi. A to komuś nogę ucięło albo głowę zmiażdżyło (znalazłem tylko jeden taki przypadek, ale zaskoczył mnie tym, że delikwent przeżył). Prasa nie robiła z tego sensacji. To było na porządku dziennym tak, jak dzisiaj wypadki samochodowe.
Zgadza się, tak właśnie robiono.Piotr Ossowski pisze:Poniższy artykuł dotyczy wykolejenia. Odkąd zaczęły jeździć tramwaje, dochodziło do tego rodzaju wypadków. W zależności od tragicznych efektów łódzcy dziennikarzy zamieszczali odpowiedniej wielkości artykuły, chyba że nic wielkiego się nie stało, to opis zdarzenia gościł w rubryce Kronika wypadków.
BTW: są jakieś zdjęcia?